o. Euzebiusz

Konferencja VIII
8. W miłości

Strach bez miłości nie jest nic wart - mówi wielki Magid. Ten, kto boi się, że Pan może wyrządzić mu krzywdę, podobny jest temu, kto boi się dzikiego zwierza. Martwi się on tylko o to, w jaki sposób zwiększyć odległość pomiędzy sobą a przyczyną swego strachu. Ale człowiek, który boi się Boga z racji jego wielkości, kocha Go, ponieważ Pan w swoim miłosierdziu zniża się, aby zatroszczyć się o niego. Taki człowiek czuje się bliski Bogu .

 

W rozważaniu tym zechciejmy zastanowić się i zatrzymać nad podstawową relacją chrześcijanina do świata - postawą miłości. Słowo, które powinno być absolutnie jednoznaczne stało się, szczególnie w ostatnich czasach, niezrozumianie wieloznaczne. Ten jeden moment kładzie się cieniem na całym pojmowaniu miłości, moment z ogrodu oliwnego. „Gdy On jeszcze mówił, nadeszła zgraja a na jej czele jeden z dwunastu, imieniem Judasz, i ten zbliżył się do Jezusa, aby go pocałować. Jezus zaś rzekł do niego: Judaszu pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?" . Pocałunek zwykle oznaczał miłość w tym szczególnym czasie, czasie męki Chrystusa przybrał inne znaczenie. Człowiek uczynił z tego gestu element przetargu i zdrady. Od tej to właśnie chwili nieźle się pomieszało. Miłość, zamiast być szanowaną, poeta mówi, że "po błocie chodzi", kupuje się ją za pięć złotych jak pęczek rzodkiewek na rynku. A tymczasem ona jest zupełnie inna. Zadumajmy się nad miłością i sięgnijmy do jej pierwotnego znaczenia. Podarujmy jej pierwotne imię.
Wszyscy jednak wiemy, że o miłości się nie mówi, ale miłością się żyje. Trzeba ją przeżyć, aby wiedzieć jak jest cudowną.
Poznajemy ją jako dar od Boga, jest cnotą teologiczną - czyli zdolnością otrzymaną od Boga do podtrzymywania właściwej relacji wobec świata. Jest darem, ale również jest nam zadana do mozolnego przekształcania jej w czyn i staramy się ją rodzić codziennie jako owoc naszych czynów.
Jezus czyni miłość przedmiotem nowego przykazania. Umiłowawszy swoich do końca ich umiłował a objawia miłość do Ojca oraz miłość Ojca, którą od niego otrzymał. Naśladując Chrystusa winniśmy się wzajemnie miłować. Wytrwajcie w miłości mojej, ponieważ jest to moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali. Miłość jest owocem Ducha Świętego.
Jeśli miłości bym nie miał – apostoł Paweł mówi – byłbym niczym. Nic bym nie zyskał, nic bez niej nie jest ważne. Bez znaczenia stają się nawet wydawałoby się największe zaszczyty. Jest więzią doskonałości, dlatego potrafi ożywiać inspirować oraz oczyszczać nasze ludzkie intencje oraz czyny. A jej owocami są radość, pokój i miłosierdzie .
Dzisiaj wydaje się należy miłość odbierać w kategoriach przebaczenia. Czy jest ktoś, kto Ci wszystko przebaczy? Czy przebaczy Ojcu jedna z moich znajomych, którą Ojciec wygnał z domu? Jedno wydawałoby się nieważne dotąd pytanie, które skierowała do niego: Tato, przecież ty jak jeszcze byłam w łonie mojej mamy, to napisałeś list do niej, aby mnie zabiła! Wynoś się nie ma dla ciebie tutaj miejsca – brzmiała odpowiedź. Czy przebaczą wszyscy pokrzywdzeni, czy wybaczą kobiety, które sprzedają się na ulicach? Kto wybaczy...?
Odkąd staliśmy się dziećmi Boga, obiecane zostało nam wieczne dziedzictwo. Tej jedynej nocy, kiedy miłość zamieszkała na ziemi w ludzkim ciele, zostaliśmy postawieni, niejako w szachu, bo jakież możemy teraz wymyślać argumenty, aby nie kochać. Ta jedna noc zaważyła na wszystkim, na całym sposobie podchodzenia do naszego życia. Noc bożonarodzeniowa. Bóg przychodzi do człowieka pod postacią człowieka. Zamieszkuje człowieka. Opuszcza miejsce Święte Świętych, jakby chciał, aby od tej chwili, oddawać Mu cześć i chwałę w inny sposób. Od tamtej pory, jeśli szukasz Boga, udaj się do siebie. Ty prawdziwy jesteś wtedy, kiedy spotkasz się ze sobą. Każdego dnia uświadamiamy sobie, że ten wielki dar jest odkrywany na nowo. Tajemnica Bożego daru jest przeogromna. Pomiędzy nami rodzi się Miłość. Miłość, która jednoczy, napełnia spokojem i pokojem, przynosi spokój i ciszę. Żyjemy w promieniach tej tajemnicy, ostrożnie krocząc, aby nie zburzyć jej pokoju.
Nieporadność nasza jednak jest jednak czasem nie do pokonania. Ciągle czekamy, na Zbawiciela. A tymczasem, On Jest tym, który Jest i to bardzo blisko. Wybudował nową świątynię – Ciebie i mnie. Wędruję przez moje życie. Spotykam Go, codziennie i razem z pasterzami oczekuję pomocy, aby moja miłość była prawdziwą. A grzech mój, moje przywiązanie do świata, jest przeogromny. Rodząc się między nami przepaja cały grzech swoją miłością. Ale jeżeli nie przyjmiecie mnie pokona was zło. Cieszę się, że jesteś blisko mnie, że jestem w twoim otoczeniu.
Jezus jest pomiędzy nami. Jest widzialny. Narodził się – żyje. Spotkajmy się z nim. Dzisiaj wybiera się na wesele. Jest takie wspaniałe miejsce kilka kilometrów od Nazaretu. Jego kuzyni zapraszają znajomych i rodzinę na wesele. Idziemy tam razem z Maryją, jest przepiękne popołudnie roku Pańskiego 31. Żyzność i urodzaj ziemi nadają cudowność owej krainie. "Zaproszono też Jezusa wraz z jego uczniami" . Wszyscy już siedzą za stołem, na środku przy stole pan młody ze swą małżonką. A niedaleko nad wszystkim czuwająca siedzi Maryja. To właśnie ona zauważa w pewnym momencie problem. Sama nic uczynić nie może, ale jej wiara w Jezusa jest niezachwiana. „Synu nie mają już wina. Niewiasto, czy to moja lub twoja sprawa" . W tych zwyczajnych słowach zawarta jest zapowiedź nadzwyczajnych spraw. Dokonuje się cud.
Wśród spraw codziennych dostrzegamy interwencję Boga. Jakże niesamowite jest działanie boga w życiu naszym. Małżonkowie i starosta nie wiem, czy do końca zrozumieli, o co tutaj chodzi, co to się dzieje. Jakiś gość, o którym głośno w okolicy, zamienia wodę w wino.
Obok cudowności tego wydarzenia należy nam dostrzegać naukę płynącą dla nas. Kana przypomina nam, że ciągle potrzebujemy Bożej pomocy, nawet w takich chwilach, kiedy wydaje się nam, że jesteśmy szczęśliwi. Jezus pragnie nam powiedzieć, że prawdziwa miłość płynie od Boga – zwracajcie na to uwagę. Sami nie jesteście w stanie przeżyć bez mojej pomocy nawet przygotowanego wesela. Człowiek zawsze ma za mało. Jako ludzie ciągle potrzebujemy, łaski i Bożej pomocy jego miłości, na co dzień. Jednak przemiana naszego serca to o wiele poważniejsza sprawa. Znak ten uczyniony na początku działalności Jezusa wskazuje na ostateczne nasze powołanie do łaski i miłości, gdzie Chrystus jest tym, który napełnia nas winem radości przebywania z nim.
Zło, z którym człowiek związany jest najmocniej, znajduje się w nim samym: żądza supremacji, zniewolenia i przemocy z jednej strony, z drugiej ślepa samowola, poszukująca samopotwierdzenia i nieograniczonej wolności dla instynktów. Te demony drzemią na dnie duszy człowieka, gotowe w każdej chwili wyrwać się na zewnątrz. Karmią się one poczuciem własnego „ja" jako jedynego posiadającego wartość centrum. Rozpłynięcie się "ja" w żywiole społecznym ogranicza, jak się wydaje, bunt indywiduum, ale równocześnie niweluje, zaciera osobowość jednostki. Wyjście z tego impasu daje biblijne przykazanie: „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego". Wzywa ono do walki ze zwierzęcymi, egocentrycznymi pierwiastkami, do walki o uznanie wartości "ja" drugiego, do walki, która ma stworzyć innego duchowego człowieka. Tylko miłość zdolna jest zwyciężyć Szatana.
Jeśli nawet w świecie otaczającym człowieka i w nim samym wiele czynników sprzeciwia się przykazaniu miłości, to siłę do jego wypełnienia ludzie znajdują w Tym, który sam jest miłością, w Tym, który objawia się w Ewangelii Jezusa jako miłosierny Ojciec.
Prawdziwa wiara nierozłącznie związana jest z humanitaryzmem. Ci, którzy o tym zapominają, podobni są do budowniczych stawiających dom bez fundamentów, na piasku. Taka budowla musi runąć przy pierwszej burzy .
Pewnego razu Nauczyciel przechodził przez Jerycho. U bram miasta powitał Go wielki tłum. Każdy chciał, żeby Jezus zatrzymał się w jego domu. Jeden z mieszkańców, imieniem Zacheusz, "zwierzchnik celników", usiłował przecisnąć się przez ciżbę w nadziei, że choć kątem oka zobaczy Nauczyciela, ale przeszkodził mu w tym niski wzrost. Wtedy, niepomny na to, czy wypada, pobiegł naprzód i wspiął się na drzewo, obok którego miał przechodzić Pan.
Rzeczywiście, Jezus zbliżył się do tego miejsca i spojrzawszy w górę, zobaczył człowieka siedzącego na drzewie figowym. –Zacheuszu- niespodziewanie odezwał się Jezus- zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać, w twoim domu.
Celnik, nie posiadając się z radości, pobiegł do domu, aby powitać Pana, a ludzie zaczęli szmerać: „ Do grzesznika poszedł w gościnę". Ale zachowanie Jezusa odniosło skutek: -Panie- powiedział Zacheusz, witając Go – oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo, w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. – Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu – odpowiedział Chrystus – gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł zbawić i szukać to, co zginęło .
W Kafarnaum pewien faryzeusz, Szymon, zaprosił Jezusa do siebie. W trakcie obiadu do pokoju weszła kobieta, znana w okolicy z rozpustnego życia. W ręku trzymała alabastrowy flakonik z drogocennymi wonnościami. Stanąwszy w milczeniu obok Nauczyciela, przypadła z płaczem do Jego stóp, namaszczając je olejkiem i wycierając rozpuszczonymi włosami. Może słyszała słowa Jezusa o przebaczeniu grzesznikom? Może chciała podziękować Mu za miłosierdzie dla upadłych? Ale scena ta niemile zaskoczyła gospodarza. "Gdyby On był prorokiem – prorokiem odrazą pomyślał faryzeusz – wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka". Jezus tymczasem przeniknął jego myśli:
- Szymonie, mam ci coś powiedzieć.
- Powiedz, Nauczycielu.
- Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli, z czego oddać, darował obydwóm. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?
- Sądzę, że ten, któremu więcej darował.
- Słusznie osądziłeś – odpowiedział Jezus i wyjaśnił, dlaczego przytoczył tę przypowieść. Wskazał na różnicę między Szymonem uważającym, że jest bez skazy i dla którego rozmowa z Jezusem była jedynie pretekstem do wszczęcia dyskusji, a kobietą, świadomą swego upadku, zwracającą się ku Temu, który mógł jej przebaczyć i wyzwolić z dotychczasowego życia .

Nie idzie o to …
Żeby być kochanym, ale żeby kochać
Żeby używać, lecz żeby dawać
Żeby się przeprowadzać, ale żeby być w drodze
Żeby wyczekiwać pokoju, ale żeby go stwarzać
Żeby Bóg czynił, co ja chcę, ale żebym ja czynił, co Bóg chce.
Żeby pytać, co ludzie o mnie myślą, ale o bóg o mnie powie
Żeby wszystko poznać, ale żeby poznane wprowadzać w czyn
Żeby uciekać od cierpień, ale żeby widzieć w nich sens
Żeby wiedzieć, kiedy umrę, ale żeby być gotowym żyć w Bogu

 



 

 


[ Informacje |słowo | multimedia | księga gości | forum | historia WPP | historia17-tek | regulamin | opis grup ]
[ konferencje | rozważania | foto | filmy | dzwięki | linki | baza adresów e-mail | kontakt ]
© MichałBedyński
Strona istnieje od lipca 2002 wywoływano nas już razy