"Czy miłujesz mnie?
W połowie drogi, czyli od wolności do wyzwolenia." Pytanie,
będące motywem przewodnim naszej drogi, odkrywa niepojęte rozmiary ludzkiej
wolności. Zobaczmy, jak daleko posunął się Bóg w przyznaniu nam prawa
do samostanowienia, używając języka dyplomacji. Bóg, który dał się za
nas zabić, mimo ewidentnych zasług dla człowieka i ludzkości ryzykuje
odpowiedź -nie. I człowiek korzysta tej możliwości, przypomina się Nietsche,
ze swoim słynnym zdaniem "Bóg umarł". Wielu, nie czekając na potwierdzenie
tej tezy, chętnie w uwierzyło, że to prawda..
Taka jest ta wolność człowieka, będąca czasem czarną niewdzięcznością,
że wolno mu nie kochać Boga, wolno mu negować jego istnienie i samemu
się bogiem ogłaszać. A Bóg szanuje to, w końcu nasza wolność jest jego
darem. Dostaliśmy go, ponieważ Bóg tak chciał, ponieważ Bóg tak kochał,
stworzył nas na Swoje podobieństwo, uwierzył, zaufał, jak mógł, więc trzymać
nas na krótkiej smyczy. Mamy, więc swoją wolność i trzeba przyznać, że
z niebywałą inwencją potrafimy ten dar marnować. Przypowieść o talentach
jest nam wszystkim doskonale znana. Ziemia, po której stąpamy pełna jest
zakopanych talentów. Dostaliśmy od Boga wszystko, co potrzebne jest do
szczęścia, ale jakoś te dary nie mogą w nas dojść do porozumienia. Wolność
nasza przejawia się nie tylko w tym co robimy, ale również w tym, czego
nie robimy, choć powinniśmy. Jest przecież tyle okazji by czynić dobro,
nikt nam tego bynajmniej nie zabrania, a tu okazuje się, że owszem, mogliśmy,
ale nie wyszło, coś poszło bokiem, ogarnęło nas zmęczenie, niechęć, czasem
strach, nie mówiąc już o braku wiary we własne siły, braku czasu wreszcie
lenistwie. Wolność rozumiana jako brak woli do
działania pomnażającego dobro, jako zaniedbanie, kładzie się cieniem na
naszej codzienności, i nie jest to bynajmniej cień, w którym należy szukać
wytchnienia.
Historia świata dostarcza nam wielu przykładów marnowania się ludzkiego
wysiłku. Ileż dobra zgniło gdzieś na śmietniku historii, bo ktoś przyszedł
i "wiedział lepiej", albo zgłupiał na punkcie swojej wolności uznając,
że nie musi liczyć się z dorobkiem wcześniejszych pokoleń, wywołując rewolucje
w imię wątpliwych pomysłów na nowy lepszy świat. Jest też historia wolności
o twarzy mordercy i jego zapamiętałych wysiłków, by uczynić sobie tu,
na ziemi - piekło. Wyobraźnia nienawiści podsuwała mu coraz to wymyślniejsze
sposoby zabijania, zadawania cierpień i niszczenia, niekiedy z imieniem
Boga na ustach i dla naszego dobra.
Taka jest właśnie ciemna strona naszej wolności. Ale jest też i jej jasna
strona i to trzeba zdecydowanie podkreślić. A więc wolność jako kreatywność.
To trwałe zdobycze tego ducha, który w połączeniu z szacunkiem do prawdy,
w połączeniu z miłością do Stwórcy, dał znakomite efekty i znalazł odbicie
w biografiach wielu wspaniałych, szalonych czy świętych ludzi, jak też
w biografiach całych narodów. Patrząc na wiele dokonań w nauce, sztuce,
muzyce, filozofii, architekturze czy w życiu społecznym - dokonań stanowiących
bogate dziedzictwo kultur i cywilizacji - trudno nie uznać ich za przejaw
aktywności tego, który jest Pierwszym Poruszycielem, jest Pierwszym Kreatorem,
jest Duchem Św.
Wyszło mi jakoś tak pompatycznie.
Można więc powiedzieć, że z tą wolnością bywa różnie. Raz lepiej, raz
gorzej. Prawda zazwyczaj jest banalna.
Wiele wskazuje na to, że człowiekowi najlepiej żyje się w prowizorce,
kiedy jest gdzieś pomiędzy i nigdzie do końca, jak nie musi, to może,
a jak może, to nie chce.
Nie lubi skrajności: źle znosi niskie temperatury, a upały męczą go okropnie.
Radykałowie, mimo iż zawsze widoczni,
niemniej stanowią zdecydowaną mniejszość. Dotyczy to zwłaszcza chrześcijan,
- których życie w przeważającej większości wypadków, ani zbyt gorące,
ani zimne, po prostu letnie. Na Chrystusowe pytanie "czy miłujesz
mnie?" Zdajemy się najczęściej odpowiadać: "trochę". A
więc pełna prowizorka.
Chrystus, tymczasem wymaga od nas dosyć wyraźnego stanowiska, które ma
być dalekie od letniego podejścia. Chce by nasza mowa, mowa naszych uczynków,
postaw, pragnień była wyraźna i konkretna.
Jak już wspomniałem, Bóg wybrał dla nas wolność, lecz nie jest to wolność
od obowiązków. Wręcz przeciwnie: spoczywa na nas wielka odpowiedzialność,
za swoje życie, w końcu od naszych decyzji, od naszych postaw i pragnień
zależy jego jakość. Przy okazji zwróćmy uwagę na słowa św. Ignacego Loyoli,
który sugeruje, aby wszystko czynić tak, jakby zależało jedynie od nas
a ufać tak, jak gdyby wszystko zależało od Boga. Okazuje się, raz po raz,
że dar wolności najlepiej wykorzystywany jest wtedy, gdy łączymy go z
wymaganiami wobec prawdy, która sama w sobie jest źródłem wolności. Poznajemy
prawdę i ona nas wyzwala: ze złudzeń, fałszu, ignorancji. Wolność służy
nam również wtedy, gdy jest kompromisem w sporze między przekorą, a pokorą,
a więc gdy jest zmierzaniem do celu, ale z poszanowaniem pewnych reguł.
Można z grubsza przyjąć, że życie człowieka to gra między sobą tych dwóch
postaw. Młodość to przewaga przekory czyli niezgody na zastany świat,
na jego zgniłe układy, niesprawiedliwość, miałkość i cynizm; niezgody,
która każe zmieniać na lepsze, ale bywa również przekora niezgodą na tradycyjne
wartości, lub ich tradycyjne pojmowanie, niezgodą na to co wymagające
i nie dające przyjemności, stąd często brak wartości poza wartością "dobrej
zabawy", negacja Prawdy, Dobra i Piękna. Z wiekiem zaś proporcje się zmieniają,
jak śpiewa Maciek Maleńczuk:
"człowiek z wiekiem staje się rozumny, człowiek z wiekiem do trumny",
proporcje się zmieniają i więcej w nas pokory czyli zgody na to, co jest,
mówiąc wprost, wolą Ojca, choćby nie po naszej myśli; zgody na ustalony
bieg spraw, wynikający też trochę z naszej bezradności i zgody będącej
cierpliwością i oczekiwaniem. Ale jest pokora i gorszego sortu, to ta,
która jest przyzwyczajeniem, akceptacją patologii, niewiarą, że może być
inaczej niż jest, czy w końcu lenistwem. Zaznaczam, że obie postawy wobec
życia: pokora i przekora są niezbędne, by jakoś w miarę funkcjonować,
ale dla pełnego życia, które ma być podążaniem po śladach Jezusa, potrzeba
nam tej dobrej przekory i tej dobrej pokory, obu w odpowiednich proporcjach.
Wolność pozostawiona samej sobie, niebędąca jednocześnie "przymusem"
działania dla dobra, prawdy i piękna, staje się więzieniem człowieka,
powodem jego ślepoty i zamknięcia. Znaną nam wszystkim przypowieść o synu
marnotrawnym, można odczytywać również jako historię człowieka, który
"wybrał wolność" kosztem pozostałych darów od Boga. Gdyby założyć
Stowarzyszenie Na Rzecz Synów Marnotrawnych i Córek, wszyscy musielibyśmy
tam wstąpić. Wiemy jak się kończy historia z synem marnotrawnym: wraca
na ostatnich nogach, do, lecz tym razem jego droga przebiega od wolności
do wyzwolenia. Wyzwolenie, jakie niesie ze sobą Chrystus i jego drugie
Ja - Duch Św.; jest uosobieniem prawdziwej i absolutnej wolności, o czym
pisze św. Paweł w liście do Galatów. "Ku wolności wyswobodził nas
Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo
niewoli, (...) Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania
ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie! Bo
całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego
swego jak siebie samego. A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie,
byście się wzajemnie nie zjedli.. Oto, czego uczę:
postępujcie według Ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało, bowiem,
do czego innego dąży niż duch, a duch, do czego innego niż ciało, i stąd
nie ma między nimi zgody, tak, zę nie czynicie tego, co chcecie. Jeśli
jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli
Prawa" (Ga 5, 1. 13 -18)
Możemy, więc wyróżnić dwa modele wolności: wolność ku: Chrystusowi, droga
do pełnej jedności z nim, i wolność jako ucieczkę od - prawdy, odpowiedzialności,
czy miłości. Sloganowo, obie postawy można ująć tak: Chrystus Zmartwychwstał
Alleluja! i
Chrystus Zmartwychwstał - prima a prillis!
Wielu chrześcijan podąża trzecią drogą będącą "twórczym" połączeniem pierwszej
i drugiej drogi. Jak uzgodnić naszą wolną wolę z Wolą Ojca, tak, aby nie
wyszła z tego karykatura wolności? Zadanie jest trudne, ale do wykonania,
patrz żywoty świętych. Kiedyś ludzie naśmiewając się z propagandy sukcesu,
mówili, że sytuacja jest dobra, ale nie beznadziejna, My na szczęście
nie mamy potrzeby tak tego nazywać, bo choć z jednej strony wolna wola,
często okazuje się słabą wolą, to z drugiej, właśnie u Boga, przez modlitwę
i przez pracę, możemy "nabyć" coś, co nazwałbym witaminami wolnej woli,
dzięki którym nasza wolna wola będzie żelazną wolą motorem dla nieskrępowanego
czynienia uczynków miłości.
|