"Mąż boleści oswojony z cierpieniem..."
(Iz 53, 3)
Historia cierpienia rozpoczyna się wraz z historią człowieka - w Raju.
Na początku jednak wszystko miało być trochę inaczej. Niestety ludzie
okazali Bogu nieposłuszeństwo. Musieli opuścić Raj. Wtedy, zaczęły ich
nękać choroby, głód, trudy, czyli to wszystko, co określamy mianem cierpienia...
Tak, mniej więcej, przedstawia się biblijna wersja biegu wydarzeń. Jakkolwiek
by nie było cierpienie jest nieodłącznym "składnikiem" naszego życia na
tym świecie. Czy tak być musi? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Z jednej strony tak, gdyż żyjemy w stanie grzechu, a ten dotyka wszystkich,
bez wyjątku, z drugiej jednak strony Bóg ciągle zdaje się zapowiadać przez
swoich Proroków wybawienie od cierpienia i rozpoczęcie zupełnie nowego
życia. Chrystus niejako łączy te dwa punkty widzenia i próbuje dać zadowalającą
odpowiedź.
1. Cierpienie w Starym Testamencie
Wiele jest obrazów cierpienia w Księgach Starego Testamentu, wszystkie
jednak na ten temat wypowiadają się jednoznacznie. Cierpienie jest karą,
lub też naturalną konsekwencją grzechu, rozumianego, jako pozostawanie
w rozłączeniu z Bogiem. To właśnie oznacza obraz Raju: Konsekwencją odwrócenia
się od Boga, jest wypędzenie z Raju, czyli doświadczenie cierpienia i
trudu życia. Wojny, nieurodzaj, susza dla ówcześnie żyjących ludzi są
ewidentną karą Bożą. Zresztą taka postawa i dziś nie jest nowością. Niektórzy
komentując ludzkie cierpienie mówią: "A widzisz! Bóg Cię skarał!". Cierpienie
to nie musi być karą za grzech indywidualny. Może to być grzech jakiegoś
protoplasty, którego wina ciągnie się przez wiele pokoleń, np.: "Nie będziesz
się im kłaniał ani nie będziesz im służył, gdyż Ja, Jahwe, Bóg twój, jestem
Bogiem zazdrosnym i za występki ojców zsyłam kary na ich dzieci, aż do
trzeciego i czwartego pokolenia tak będzie z tymi, którzy Mnie nienawidzą"
(Wj 20, 5), albo: "Jahwe jest nieskory do gniewu, ale bogaty w dobroć,
niepomny na niegodziwości i grzechy. Nie traktuje jednak grzesznika jak
niewinnego, a dzieci karze za występki ich ojców, aż do trzeciego i czwartego
pokolenia" (Lb 14, 18). Przykłady te nie tyle pokazują "zawziętość" Boga,
ile pewne obiektywne skutki złego postępowania ludzi. Podobnie, jak skutkiem
nieposłuszeństwa ludzi w Raju, było wygnanie.
Myśl Autorów Natchnionych jest myślą "społeczną". Grzech nie jest tylko
indywidualną sprawą grzeszącego, lecz w podobny sposób dotyka wszystkich,
którzy żyją wokół. Nie zatrzymuje się także tylko na chwili obecnej, lecz
ma swe skutki w czasie. Dlatego mówi się, że za grzechy ojców cierpią
następne pokolenia, podobnie, jak wyraża to prorok Jeremiasz: "Ojcowie
jedli jagody zielone, a dopiero synom ich ścierpły zęby" (Jr 31, 29).
Tak więc cierpienie, to nie tylko "kara Boża", ale konsekwencja złych
czynów ludzi. Istnieje jednak i inny rodzaj cierpienia, takie, które nie
ma nic wspólnego z ludzkim działaniem: nieuleczalna i ciężka choroba,
kataklizmy, wszelkiego rodzaju przypadki i zdarzenia tak zwanego "losu".
Co z nimi zrobić? Przecież nie są one konsekwencją działania złej woli
człowieka. Otóż, cierpienie może mieć także walor oczyszczający. W ten
właśnie sposób przyjmuje cierpienie Hiob. Cały poemat tej Księgi, to spór,
który Hiob toczy z Bogiem, uważa bowiem, że niesprawiedliwie cierpi, bo
całe swoje życie był sprawiedliwy i nie uczynił nic zasługującego na karę:
"Biada mi, gdybym ja zgrzeszył! Choć sprawiedliwy, nie podniosę głowy,
syty pogardy, niedolą pojony" (Hi 10, 15). Tę jego postawę potwierdza
sam Bóg w rozmowie z Szatanem: "Mówi Pan do szatana: A zwróciłeś uwagę
na sługę mego, Hioba? Bo nie ma na całej ziemi drugiego, kto by tak był
prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on" (Hi 1, 8).
2. Cierpienie oswojone
Skoro nie da się zmienić świata, który kręci się wokół nas, to musi być
jakaś inna droga prowadząca do wyzwolenia od cierpienia. Niektórzy szukają
tego wyzwolenia w śmierci, czy samobójstwie. Oczywiście takie rozwiązanie
nie wchodzi w rachubę, bo chodzi o to, aby jednocześnie zachować życie
i uwolnić się od cierpienia. Czy to jest w ogóle możliwe? Tak, gdyż do
tego nawołują wszyscy prorocy. Oni to właśnie dostrzegli w cierpieniu
wartość. Na czym owa wartość ma polegać? Otóż wbrew pozorom łatwiej jest
zmienić postawę człowieka, niż zmienić świat, unicestwić procesy w nim
zachodzące, spowodować, że nie będzie w nim już wojen, śmierci, chorób,
klęsk żywiołowych, itp. Oczywiście nikt nie zmieni się, jeżeli sam tego
nie zapragnie. Jeżeli jednak ktoś chce w ten sposób przekształcić swoje
życie, może skorzystać z propozycji proroków i oswoić cierpienie. Takie
postawienie sprawy może kojarzyć się z jakimś cierpiętnictwem, umartwieniem,
postami i ascezą, w najgorszym rozumieniu znaczeń tych pojęć. A przecież
każdy z nas doświadcza cierpienia niezależnie od tego, czy sam je sobie
zadaje, czy też nie. Nic nie da ucieczka od niego, albo wmawianie sobie,
że go nie ma, skoro jest, jeżeli nie w nas, to na pewno obok nas.
Jest to postawa realizmu życiowego. Oczywiście nikt z nas nie chce cierpieć.
Cierpienie jest czymś, co nas niszczy i dezintegruje. Jeżeli w cierpieniu
pozostaniemy sami, to rzeczywiście może ono nas unicestwić. Ale ludzie
wierzący nie są sami. Ich oparciem jest Bóg, który przecież nie stwarza
cierpienia, nie chce go, ale trochę inaczej do niego podchodzi. Jak już
o tym mówiliśmy, jeżeli Bóg cokolwiek czyni, czyni to ze względu na dobro
dla ludzi? W tym kontekście głęboko zastanawia fakt, iż Bóg wykorzystuje
cierpienie i "obdarza" nim niektórych, szczególnie swoich umiłowanych,
np. Hiob, Prorocy i ci wszyscy, którzy żywo przeżywają obecność Boga w
życiu: "Bóg chowa cierpienia dla synów" (Hi 21, 19) - mówi Hiob i dodaje:
"Szczęśliwy, kogo Bóg karci, więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego" (Hi
5, 17). A więc brak cierpienia nie jest najważniejszy dla człowieka, nie
jest wyznacznikiem jego szczęścia. Do czego więc cierpienie prowadzi?
Prawo dane Żydom prze Mojżesza nie jest prawem w naszym, współczesnym
rozumieniu. W języku hebrajskim słowo Torah, znaczy tyle, co "pouczenie",
a to już coś innego, niż tylko zbiór nakazów, zakazów, tudzież szczegółowych
przepisów. Jako "pouczenie" Torah, czyli pierwsze pięć Ksiąg Starego Testamentu,
ma nas prowadzić do poznania na nowo naszej relacji z Bogiem. Ma ona być
nie tylko związkiem zewnętrznym - niewolniczym, w znaczeniu "robię to,
bo musze, bo takie jest prawo, przykazanie", ale: "robię to, bo chcę się
przez to uczyć, w jaki sposób zbliżać się do Boga". Jednym z elementów
owego "pouczenia" jest cierpienie oraz jego aktywny odpowiednik - karcenie.
Bóg poucza nas przez karcenie, którego skutkiem jest cierpienie. Tak traktują
karcenie Księgi Mądrościowe, np.: "Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak
ojciec syna, którego lubi" (Prz 3, 12), "Rózga i karcenie udziela mądrości"
(Prz 29, 15), albo skarga Izajasza na Naród: "Ale naród nie nawrócił się
do swego Karciciela ani nie szukał Pana Zastępów" (Iz 9, 12). Taka właśnie
jest biblijna wartość cierpienia, które nie tylko ma moc niszczącą, ale
również może prowadzić do Boga. Ci jednak, którzy nie szukają Boga nie
doświadczają cierpień. Oni wiodą życie beztroskie i spokojne. Nie wiadomo
jednak, czy takie życie prowadzi w ostateczności do dobrego zakończenia,
np.: "Zazdrościłem bowiem niegodziwym widząc pomyślność grzeszników. Bo
dla nich nie ma żadnych cierpień, ich ciało jest zdrowe, tłuste. Nie doznają
ludzkich utrapień ani z innymi ludźmi nie cierpią (...)Zaiste na śliskiej
drodze ich stawiasz i spychasz ich ku zagładzie. Jakże nagle stali się
przedmiotem grozy, zniknęli strawieni przerażeniem. Jak snem po obudzeniu,
Panie, powstając wzgardzisz ich obrazem" (Ps 73, 3-5. 19-20). Dlatego
też tak sugestywne są proroctwa, które mówią nie tylko o cierpieniu, ale
też i o ludziach, którzy cierpieniu podlegają. Są to ludzie, którzy "oswoili"
cierpienie, tzn. przyjęli je i pokochali. Takimi są Izajasz, Jeremiasz,
wspomniany już Hiob. Dla nich ważne jest życie blisko Boga, zbawienie,
które warto zdobyć nawet za cenę wielkiego cierpienia.
Wielce sugestywnymi przykładami takiej postawy Proroków są Pieśni o Słudze
Jahwe proroka Izajasza. Ukazuje on tam człowieka, który zgodził się na
cierpienie, przez co odniósł nad nim zwycięstwo. Pieśni te stały się klasycznymi
typami Mesjasza i dopiero w Nim wypełniły się słowa Proroka: "Wzgardzony
i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś,
przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz
On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy
Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego" (Iz 53, 3-4).
I dalej: "Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe
życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola
Pańska spełni się przez Niego" (Iz 53, 10). A więc droga do zbawienia
wiedzie przez przyjęcie i "oswojenie" cierpienia, gdyż ono oczyszcza i
pozwala dostrzec w sobie to, czego normalnie nigdy może nie dostrzeglibyśmy.
3. Chrystus - Sługa Jahwe
Czy Jezusa i Jego mękę kojarzono z takim rozumieniem cierpienia, jakie
wyżej nakreśliliśmy? Wydaje się, że tak, gdyż w Ewangeliach Jezus często
odwołuje się do tych starotestamentowych znaczeń, które Żydzi doskonale
rozumieją i dlatego czasem reagują bardzo impulsywnie, chcąc np. kamienować
Jezusa. Znaczącym przykładem takiego kojarzenia przez Żydów tego, co odnosiło
się do Mesjasza były słowa Jezusa, jakie wypowiedział umierając na krzyżu:
"Boże mój, Boże, mój czemuś mnie opuścił!" (Mt 27, 46). Ci, którzy przyszli
patrzeć, jak umiera doskonale zrozumieli aluzję Jezusa, skoro rzekli:
"Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział:
Jestem Synem Bożym" (Mt 27, 43 nn). Nie są to jednak tylko słowa skargi
Jezusa, ale także początek Psalmu 22, który opisuje niemal ze szczegółami
całą mękę Jezusa. Wydaje się wątpliwe, żeby Jezus przez przypadek użył
tych słów. Skoro On jest owym Cierpiącym Sługą Jahwe, to tylko On miał
pełne prawo wypowiedzieć te słowa i odnieść je bezpośrednio do siebie.
On jest tym Mężem Boleści, oswojonym z cierpieniem.
Genialną propozycją Jezusa jest wejście w cierpienie. Z cierpienia Jezus
uczynił drogę zbawienia. On to proponował tym, którzy chcieli iść za Nim,
żeby brali swój krzyż i szli za nim. I nie ma w tym żadnego zdewociałego
cierpiętnictwa. Jezus przecież nie mówi o jakichś nadzwyczajnych męczarniach,
które trzeba sobie zadawać, ale mówi o codziennym, powszednim życiu. Wziąć
krzyż, to zgodzić się na obecność kogoś, kogo trudno mi znieść, albo kogoś,
kogo nienawidzę, wziąć krzyż to także nie narzekać na swój los, ale pomyśleć,
co można zrobić, aby go znosić w pokoju serca i jeżeli to możliwe - naprawić.
Taką postawę Jezus skomentował wtedy, gdy niektórzy Jego słuchacze zaczęli
lękać się, w niezdrowy sposób, o dzień jutrzejszy: "Nie troszczcie się
więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy
się przyodziewać? (...), bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się
będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6, 31-34). Tej codziennej "biedy"
każdy z nas doświadcza czy chce, czy nie, a tak często chcemy jej zaprzeczyć
udając, ze jej nie ma. A tym czasem jest i to właśnie o nią chodzi Jezusowi,
abyśmy ją przyjęli jako nasz krzyż, abyśmy się z nią oswoili. Ona jest
sposobem na to, aby się wydoskonalić. Tak pisze o tym autor Listu do Hebrajczyków:
"Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko,
który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia
udoskonalił przez cierpienie" (Hbr 2, 10), albo św. Piotr: "...ale cieszcie
się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście
się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały" (1P 4, 13). Jezus
nie daje prostej recepty na pozbycie się bólu. On, Mąż Boleści, oswojony
z cierpieniem, proponuje wejść w nie i zasmakować go. Św. Jan od Krzyża
pisze, że najczystsze poznanie Boga dostępne jest właśnie przez cierpienie.
A zatem warto oswoić się z cierpieniem, bo ono rozwija, przekształca i
uwrażliwia nasze wnętrza, aby były zdolne do miłości zarówno Boga, jak
i bliźniego. Tego daje nam przykład Jezus przez swoją mękę, która ogarnia
sobą wszystkie nasze męki i cierpienia, aby było nam je łatwiej znieść.
"A Wy - za kogo mnie uważacie?" - Tyś Mąż boleści, oswojony z cierpieniem.
|