"Miłość" Dziś zobaczymy, do
czego może prowadzić pełna miłości odpowiedź na pytanie przewodnie. Może
prowadzić do świętości. Św. Paweł nazywa świętymi wszystkich, "którzy
przez chrzest i wiarę należą do Chrystusa." Więc my wszyscy, jak
tu idziemy, jesteśmy na dobrej, żeby nie powiedzieć na najlepszej drodze
do celu. Kościół nam zresztą o tym nieustannie przypomina. W Liście apostolskim
Novo millennio ineunte Ojciec Święty Jan Paweł II nakreśla główne kierunki
działalności duszpasterskiej dla Kościoła trzeciego tysiąclecia. Kładzie
w nim szczególny nacisk na perspektywę świętości. Właśnie świętość jest
celem i zadaniem całego duszpasterstwa Kościoła, pisze, Ťperspektywą,
w którą winna być wpisana cała działalność duszpasterska, jest perspektywa
świętościť (NMI, 30).
Zadziwiające jednak, jak szybko przechodzimy na drugą stronę ulicy, gdy
mowa o tym, że każdy chrześcijanin powołany jest do świętości, czyli można
powiedzieć, że świętość jest naszą cechą wrodzoną na chrzcie św.
Nie byłoby jednak zbytniej przesady w postawieniu tezy, iż niezbyt serio
traktujemy to powołanie, mając oczywiście w zanadrzu mnóstwo mocnych,
jak nam się zdaje, argumentów i usprawiedliwień. Tak, więc z trudem przychodzi
nam pomyśleć o sobie, jako kimś wyniesionym na ołtarze. Wydaje się to
równie nierealne, jak wygranie szóstki w totka, mimo to w totka grają
miliony, a perspektywa świętości, choć o niebo realniejsza jakoś nie pojawia
się w naszych codziennych i świątecznych domysłach. Prawda zaś jest taka,
że łatwiej zostać świętym niż bogatym, przynajmniej w tym kraju. Okazji
by podszlifować heroiczność cnót jest tu, co nie miara.
Nadszedł, więc, jak zwykle zresztą, czas, a pielgrzymka to jest doskonały
czas, by być może po raz pierwszy ruszyć na spotkanie swojemu powołaniu.
Co zatem robić? Wróćmy do pytania głównego. Czy miłujesz mnie?
Święty to ten, co kocha Boga. I to w zasadzie tyle. Najprostszy sposób
i jedyny. Reszta przychodzi z wiekiem sama i jest sumą fascynujących,
choć może nawet drugorzędnych szczegółów. Tak Panie, Ty wiesz, że Cię
miłuję, odpowiadają swoim życiem, kiedy tylko i jak tylko się da kolejne
zastępy świętych. A ich odpowiedzi są proste i wykwintne zarazem. I tak
jak mówimy o wyobraźni miłosierdzia, tak trzeba mówić o wyobraźni miłości,
a świętym na pewno takiej wyobraźni nie brakuje, zachłanni na miłość,
nigdy nie mają dość. Otworzyć się, pozwolić by Bóg kochał nas - w nas
i przez nas, to zdaje się o to chodzi.
Świętość to jest zagadnienie, które można ująć na wiele sposobów, choćby
w liczbach. Te czasami mocniej przemawiają do wyobraźni, niż najlepiej
dobrane cytaty. Oddajmy, zatem głos Kongregacji ds. Kanonizacji:
"Od początku tego pontyfikatu Kongregacja pracowała nad sprawami
ponad 1700 kandydatów do chwały ołtarzy. Dokładnie było ich 1763. Ojciec
Święty Jan Paweł II w ciągu 24 lat swojego pontyfikatu dokonał 135 beatyfikacji,
ogłaszając błogosławionymi 1299 osób. Wśród nich 1027 męczenników i 272
wyznawców. Podczas 48 uroczystości kanonizacyjnych ogłosił świętymi 464
błogosławionych: 400 męczenników i 64 wyznawców. Oprócz tych ceremonii
należy wspomnieć jeszcze o potwierdzeniu kultu św. Meinharda, które miało
miejsce podczas wizyty apostolskiej w krajach nadbałtyckich, w Rydze na
Łotwie (8 IX 1993 r.), oraz o nadaniu tytułu Doktora Kościoła św. Teresie
od Dzieciątka Jezus w Rzymie (19 X 1997 r.). Dla lepszego uświadomienia
sobie powyższych danych statystycznych należy porównać je z danymi poprzednich
pontyfikatów. Od chwili powstania Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych (1588)
do końca pontyfikatu Pawła VI (1978) zostało dokonanych 808 beatyfikacji.
Co się zaś tyczy świętych, to od kanonizacji, która miała miejsce za pontyfikatu
Klemensa VIII (1592-1605), do pontyfikatu Pawła VI włącznie było ich 296.
Święci należą do różnych ras i narodowości. Reprezentują Kościół powszechny.
Analizując dane z ostatniego Index ac status Causarum (1999), możemy zauważyć,
że do końca 1999 r. Jan Paweł II kanonizował 53 osoby pochodzące z Europy,
7 osób pochodzących z Ameryki i 253 osoby pochodzące z Azji. Beatyfikacje
natomiast obejmują kandydatów ze wszystkich kontynentów. Uściślając, w
tym samym okresie (do końca 1999 r.) Jan Paweł II beatyfikował 884 osoby
z Europy, 20 osób z Ameryki, 30 - z Azji, 5 - z Afryki i 1 osobę z Australii.
Należy sprecyzować, że przytoczone tutaj dane statystyczne obejmują okres
tylko ostatnich czterech wieków w historii Kościoła: od 1588 r. do dzisiaj,
tzn. od czasu, gdy papież Sykstus V założył Świętą Kongregację Obrzędów
(obecna Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych). Szesnaście poprzednich wieków
również obfitowało w przykłady świętości, która była uznawana przez Kościół
w innych formach, to znaczy według procedury, jaka obowiązywała w danym
czasie, jak np. kult kościelny, kanonizacje biskupie, synodalne, kanonizacje
z zatwierdzeniem papieskim itd. Zaznaczamy tutaj, że są tysiące świętych,
szczególnie z okresu pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, o których
statystyki nic nie mówią. Niektórzy są wspominani w kalendarzu powszechnym
Kościoła. Inni natomiast w kalendarzach poszczególnych diecezji czy krajów
lub są czczeni w niektórych małych miejscowościach, otoczeni aureolą pięknych
legend i barwnych opowiadań."
Tyle komisja do spraw Kanonizacji. Statystyka, jak widać, może być źródłem
wielu inspirujących informacji. Powszechny wymiar Kościoła ujawnia się
również i w tym względzie. Wszędzie mieszkają ludzie, dla których Bóg
jest na pierwszym miejscu. Z danych wynika, że liczba nowych beatyfikowanych
i kanonizowanych w ostatnim okresie gwałtownie rośnie. Z tego oczywiście
nie wynika, że wcześniej ludzie mniej przykładali się do sprawy. Broń
Boże, zatem Kościół daje nam wyraźny sygnał, że może jak nigdy, ta świętość
jest nam dzisiaj potrzebna, choć może się wydawać, że czasy jakoś mało
sprzyjające, a może właśnie, dlatego. Nasz papież nie waha się podczas
jednej tylko uroczystości, jednym drżeniem ręki wynieść na ołtarze nawet
setkę ludzi i dobrze. Zobaczmy jak wielkie poruszenie wywołała kanonizacja
o. Pio tłumy na placu św. Piotra, nie zabrakło transmisji telewizyjnych
i relacji innych mediów. Po prostu wydarzenie. Bo święty to ktoś kto zmienia
świat wokół siebie, a robiąc to jakby cały świat przemieniał. Każda okolica,
każda ulica i dzielnica, nawet Praga, ma swoich świętych, którzy żyją
i działają z dala od obrad Kanonizacyjnej komisji. Przy okazji kanonizacji
o. Pio, ludzie zjeżdżali na uroczystości, z całych Włoch, jak i innych
zakątków świata. To tylko potwierdza, że dobro, jakkolwiek byłoby lokalnie
czynione, ma charakter globalny, i jest jak Gwiazda Poranna, którą w swoim
czasie można dostrzec z każdego zakątka mroku. Ludzie, cokolwiek złego
by o nas nie mówić, garną się do tej światłości jaka zawsze promieniuje
ze świętości. Oczywiście z wyjątkiem tych, którzy tej światłości ucinają
głowę, wsadzają do więzień, czy męczą na wiele innych sposobów. Niemożliwa
jest, jak okazuje się, obojętność otoczenia na ten prosty fakt, że ktoś
postanowił ukochać Chrystusa, a ten zapalił go jak najjaśniejszą latarnię
w mieście. Rzecz ciekawa o ile ta jasność, dla wszystkich jakoś widoczna,
to sam podmiot, jakby oślepiony widzi inaczej. To jak napisać list i nie
móc go odczytać, mimo iż adresaci nie mają z tym większego problemu. Analizując
statystyki zapadania w świętość, że tak powiem - zwraca
uwagę brak przedstawicieli, wielu zawodów. Próżno szukać w szacownym towarzystwie
księgowych, sklepowe, muzyków rockowych czy dziennikarzy. To znak, że
do uświęcenia czekają całe obszary ludzkiej aktywności. Trudno przypuszczać,
by w CV przyszłego kandydata na ołtarze, jako dyskwalifikującą uznać adnotację,
że pracował na kolei, był prezesem dużej spółki giełdowej, czy sprzedawał
hot dogi, nawet politycy mają szansę się załapać, oczywiście pod pewnymi
warunkami. Nie ma jednej drogi na osiągnięcie świętości i całe szczęście,
każdy z nas, bowiem jedyny i niepowtarzalny, zasługujący na własną drogę,
z osobnym pomysłem na naśladowanie Chrystusa. Jak mówi św. Paweł: różne
są dary łaski, lecz ten sam Duch" (1 Kor 12, 4). Pewien święty, niestety
nie pamiętam, który, zapytany, co robi przed podjęciem ważnej decyzji
odpowiedział: zastanawiam się, jak w tym wypadku postąpiłby św. Ignacy
Loyola i robię dokładnie odwrotnie. Z jednej strony to przykład, charakterystycznego
dla wielu świętych, poczucia humoru, z drugiej to dowód, jak nieskończona
jest Boża inwencja w prowadzeniu człowieka do świętości. Jeden z domu
nerwowy, drugi bogaty, tamta cicha i urodziwa, miłośnicy dobrej kuchni
i abstynenci, każdy zestaw cech dobry z okazji bycia świętym. Łączy ich
jedno: szaleńcza miłość do Boga, miłość, która sprawia, że bardziej wierzą
w życie po śmierci, niż w to doczesne. Mimo to z ich obecności korzystają
wszyscy dookoła. Łączy ich jeszcze jedna rzecz: wszyscy są strasznymi,
okropnymi grzesznikami, dokładnie takimi jak my. Nie mieli i nie mają
zatem ani gorszego, ani lepszego od nas startu na drodze do Krainy Wiecznego
Kocham Cię. Pewnym dzieciakom zawdzięczamy też cenną obserwację, że święty
kocha Boga i życia mu nie szkoda. A ty, czy ty jesteś w stanie zmarnować
swoje życie dla Jezusa? W liście do Galatów, św. Paweł pisze, że być świętym
to uobecniać Jezusa Chrystusa, przyoblec się w jego słowa. Ale to przyobleczenie
się w Chrystusa (por. Ga 3, 27) nie oznacza tylko przyodziania się w Jego
słowa lub przyswojenie Jego wartości, ale przede wszystkim przyjęcie Jego
sposobów odczuwania i myślenia, reagowania i postaw. To radykalne podejście,
wymaga, więc pewnej ufności i odwagi. A kto z was zdecydowałby się na
prosty ruch, jakim byłoby założenie koszulki z napisem "chcę być
święty", nawet najlepiej dopasowanej i w ulubionym kolorze?
"Świętymi bądźcie, tak jak ja nim jestem", pisze św. Piotr. Bierzmy
przykład ze świętych, studiujmy uważnie ich żywoty, które bynajmniej nie
były pokryte lukrem, ich drogi często kręte, niekiedy pełne dramatycznych
zwrotów akcji, ale i bardzo zabawnych epizodów, jak to życie. Żywoty krótkie,
żywoty długie, zawsze jednak, kopalnie pomysłów na Drogę, Prawdę i Życie,
kolejne wariacje na temat wiary, nadziei i miłości.
Polecałbym również napisać swój życiorys, a w nim, wszystko to, co dotychczas
się zdarzyło, ważnego i mniej ważnego; przedstawić motywy działań, nakreślić
plany na przyszłość i porównać. Szybko okaże się, na jakim odcinku trzeba
przyspieszyć, gdzie dokonać korekty i z czym wystartować od zera. Jakkolwiek
niepoważne wydaje takie podejście, o ileż bardziej niepoważne jest leżenie
plackiem na swoim powołaniu i czekanie na ulubiony serial w TV.
Pewien mój przyjaciel zapisał w pamiętniku: "Mam już trzydzieści
lat, nie będę już, więc sławnym koszykarzem, ani tancerzem, rewolucji
żadnej nie wywołam, trudno też przypuszczać bym znalazł się wśród nominowanych
do nagrody Nobla. Nie będzie za mnie gwiazdy mediów i żaden ze mnie malarz
artysta. Mesjaszem nie jestem. Cóż, w takim razie pozostaje mi zostać
świętym."
|